Prawa Autorskie:
Licencja Creative Commons

sobota, 10 grudnia 2011

Bóg w obozie koncentracyjnym

Wiele zarzutów kieruje się pod adresem Boga. Jednym z nich - najczęściej podnoszonym przez krytyków wiary - jest zarzut dotyczący zła. Przybiera on różne formy. Na przykład: jeśli Bóg jest dobry i wszechmogący, to dlaczego nie zrobił nic w sprawie obozów koncentracyjnych? Albo: jak Bóg mógł dopuścić do tego, że zmarła bliska mi osoba? A mnie osobiście dziwi, że my ludzie, potrafimy zarzucać Bogu bierność wobec zła, jakie sami sobie wyrządzamy. Nawet więcej - potrafimy obwiniać Go za to zło.

Obozy Koncentracyjne - największe zło 
jakie człowiek zgotował człowiekowi
Spójrzmy na to z trochę innej perspektywy. Według Biblii (jedynej księgi, która opisuje relacje judeochrześcijańskiego Boga z ludźmi) Bóg zrobił bardzo wiele abyśmy żyli w raju. To właśnie On ukształtował ten świat jako Eden. Potem myśmy wybrali inną drogę i z własnej woli ten raj utraciliśmy (mimo, że Bóg ostrzegał nas przed tym). Ale Bóg nas nie przekreślił. Po raz kolejny wyciągnął do nas rękę i wybrał Żydów aby prowadzili i nauczyli nas wszystkich jak żyć w upadłym świecie tak, aby stał się on rajem. Dał nam jasne przykazania. I jestem pewien, że każdy się z godzi z tym, że gdyby wszyscy ludzie przestrzegał dekalogu, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale ani Żydzi, ani inne ludy nie chcą i nie potrafią przestrzegać tych kilku zasad - okazały się one za trudne. Gdy zaś Bóg zszedł na ziemię, aby wyłożyć nam wszystko i zostawić nam wzór do naśladowania (Jezusa), również okazało się to za trudne. Zwłaszcza dla tych ludzi, którym nowy wzór człowieczeństwa (objawiony w Jezusie) psuł strefę wpływów i/lub interesy. Jezusa zabito - powstrzymało Go to na trzy dni. Potem przekazał swoją naukę kościołowi, który na przestrzeni wieków miał różne głupawe pomysły na krzewienie jego nauki. Najpierw z filozofii zrobiono religię. Potem wykorzystywano ją do rozszerzania strefy wpływów, wojen i polityki. Dopiero stosunkowo niedawno chrześcijaństwo zaczęło odzyskiwać swoją pierwotną formę, wartość i na powrót stało się stylem życia. Mam wkrótce nadzieje, że jego religijna forma (która już od dawna nie jest niebezpieczna) szybko stanie się zjawiskiem marginalnym i ludzie zwrócą się w stronę relacji z Bogiem.

Wracając do tematu: co Bóg jest winien temu, że jeden idiota z drugim wpadli na "genialny" pomysł i zbudowali obozy koncentracyjne? Czemu znajdujemy podstawy aby obwiniać Boga za to, że jakiś pijany kierowca zabił osobę czekającą na przystanku autobusowym? To nie On zdecydował o życiu i śmierci tych ludzi. Ktoś inny podjął nieodpowiedzialną decyzję. Ktoś inny stworzył zło. Bóg już dawno temu pouczył nas na temat tego jak mamy żyć. Dlaczego z tego nie korzystamy?

Zawsze gdy ktoś mnie pyta oto czemu Bóg pozwala na wielkie zło, przed oczyma staje mi pewna wizja. Widzę szatana, który pcha ludzi w kierunku tego, co destrukcyjne. Podbiega do zwykłego człowieka i mówi mu: "Nie ma nic złego w wypiciu kilku piw przed jazdą samochodem". Potem, gdy wydarzy się tragedia lub inne wielkie zło, przybiega do cierpiących serc i mówi: "I co? Gdzie jest twój Bóg? Dlaczego do tego dopuścił?". Taki z niego sprytny skurkowaniec.

Nie Bóg jest odpowiedzialny za zło jakie człowiek człowiekowi wyrządza każdego dnia. Zamiast pytać gdzie był w momencie tragedii uświadom sobie, że zawsze jest przy tobie aby cię wspierać. I zadaj sobie znacznie mądrzejsze pytanie: co mógłbym zrobić aby zapobiec złu, które my ludzie, wyrządzamy sobie każdego dnia.

Maylene & The Sons Of Disaster - Step Up (I'm On It)



czwartek, 8 grudnia 2011

Dowód na istnienie Boga

Czy jest jakiś dowód na istnienie Boga? Myślę, że większość ludzi - tych wierzących i niewierzących - odpowiedziałaby przecząco na to pytanie. Ci bardziej rozgarnięci zaczęliby filozofować i wymyślać różne historie, a ich wywody nie miałyby końca. A przecież można prościej - oczywiście, że dowód istnieje. Niestety z dowodami jest tak, że jedni je uznają, inni nie.

Dowodem na istnienie Boga jest i zawsze było zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Przyjęcie tego za fakt, pozostawia bez wątpliwości domniemania dotyczące istnienia istoty boskiej. Czy jest to dowód wystarczająco solidny? Na pewno na tyle solidny, żeby obronić wiarę wątpiących. Zapewne zbyt mało wiarygodny dla wszelkiej maści sceptyków. Nawet jeśli przyjrzymy się naukowym okiem wszelkim przesłankom uwiarygadniającym zmartwychwstanie jako wydarzenie historyczne.

W końcu cały Nowy Testament został spisany jeszcze przed rokiem 70 p.n.Ch. A więc czas jaki upłynął od danych wydarzeń do momentu spisania jest krótki i pisma te nabierają ogromnej wiarygodności. Liczbę posiadanych manuskryptów szacuje się na ponad 20000 kopii co jest drugim argumentem potwierdzającym wiarygodność spisanej w nich historii. (Dla porównania podam tylko, że ogromna część historii starożytnej spisana została ponad 500 lub 1000 lat po opisywanych wydarzeniach a liczby manuskryptów wahają się w granicach 5 - 15sztuk). Co więcej - Nowy Testament był pisany przez naocznych świadków wydarzeń oraz osoby, które słyszały te historie od naocznych świadków. Nie była to historia opowiadana od jednej osoby do drugiej, potem do trzeciej, czwartej i dziesiątej, która wreszcie siadła i spisała wszystko. Na zakończenie chcę dodać, że wiele źródeł pozabiblijnych również odwołuje się do wydarzeń z NT i potwierdza je. Ale o tym pisałem w innym artykule, więc nie będę pisać raz jeszcze.

Wiarygodność zmartwychwstania nie opiera się wyłącznie na wiarygodności pism. Znaczenie ma również zapisana w nich treść oraz inne informacje, które znamy z historii. Na przykład fakt, że dwunastu apostołów tak mocno wierzyło w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, że byli gotowi oddać życie za swą wiarę. Wielokrotnie mieli okazję aby się wycofać, przyznać do kłamstwa i ogłosić, że Jezus nigdy nie istniał, że wymyślili jego zmartwychwstanie. Jednak wszyscy oni oddali oni życie za swą wiarę - umierali ukrzyżowani, ścinani mieczem, przebijani strzałami z łuku lub włócznią. I żaden z nich się nie wycofał. Czy chcieliby umierać za kłamstwo?

Kończę już ten artykuł, bo wiem, że się powtarzam. Zachęcam do studiowania mojego bloga - znajdziesz na nim wiele tekstów rzucających szersze światło na tę sprawę.

I pozostaję przy swojej tezie: Jest dowód na istnienie Boga - zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.

Anberlin - Paperthin Hymn




BIBLIOGRAFIA:
Josh McDowell "Więcej niż Cieśla", Oficyna Wydawnicza Vocatio, 1996. <http://www.rnz.org.pl/index/?id=e034fb6b66aacc1d48f445ddfb08da98> <Dostęp 08.12.2011>.

piątek, 19 sierpnia 2011

Nergal i jego szczeniacka rebelia

Lider grupy Behemoth - Nergal - podarł Biblię na koncercie. Po kilku latach sąd wydał wyrok, że artysta jest niewinny w kwestii obrażania uczuć religijnych. Osoby, które się poczuły urażone mogą tym samym pocałować Jaśnie Oświeconego Sędziego oraz Nergala w... co tylko chcą. Ciekawe co by się stało gdybym na oczach sędziego przedarł akta tej sprawy? Zresztą nieważne. W końcu w tym kraju wobec chrześcijan można się dopuścić każdego obrazoburstwa - kogo to obchodzi?

Mnie kurna obchodzi! Jak już sądy stają po stronie osób atakujących chrześcijaństwo, to dlaczego mnie ma nie obchodzić? Osobiście nie oburzył mnie Nergal - gdzieś mam jego szczeniackie wybryki. Oburza mnie fakt, że sąd nie był wstanie dostrzec, iż takie wybryki mogą zranić kogoś dla kogo Biblia jest ważnym symbolem. To co zrobił Nergal było gówniarstwem. To co zrobił sąd było opowiedzeniem się po stronie osób, które wiarę obrażają. I tym wyrokiem (zresztą nie pierwszym w podobnej sprawie) sąd dał sygnał innym artystom aby śmiało deptali po symbolice, która ciągle dla wielu chrześcijan jest ważna, bo pozwala się identyfikować z wiarą!

Sam Nergal jest zaś osobą szalenie intrygującą, inteligentną i mówiąc prosto z mostu - złą. Oferuje ludziom (głównie młodym) światopogląd buntu. Wiadomo - jeśli jesteś artystą i chcesz zarobić, sprzedaj młodzieży depresje albo bunt. Na pewno to kupią. Czysty marketing i żerowanie na osobach, które dopiero poznają siebie i świat. Ale Nergal wcale nie poprzestaje na tym - intryguje młodych ludzi zwyczajnie zadając im pytania i nie udzielając żadnych odpowiedzi. A w trakcie koncertów "wyraża siebie" drąc Biblię na strzępy. Typowe zachowanie manipulacyjne - nie mówi nic w prost ale staje się idolem młodzieży i sugeruje im światopogląd. I jeszcze ma czelność nazywać manipulacyjną sektą chrześcijan - dobry przekręt, prawda?

Ta jego szczeniacka rebelia jest tak naprawdę odwoływaniem się do pierwotnych zachowań. Nie ma buntu w tym, że Adaś powie mamie "nie" gdy ta go poprosi o wyrzucenie śmieci. To tylko niesubordynacja, niechęć. Ale dla Nergala to bunt! Gdyby go jednak zapytać czy zapieranie się swoich zwierzęcych instynktów jest buntem, odpowie zapewne, że nie! Że to wolność albo coś innego - młodzież uwielbia takie głodne kawałki.

Proponuję inną wersję buntu - dla każdego z nas: starego i młodego. Bunt polegający na tym, że sprzeciwiamy się niesprawiedliwości i złu. I zaczniemy od samych siebie - bo z nami jest najtrudniej. Co to za problem komuś przywalić jak się zdenerwuję? Co to za problem schlać się tanim winem, gdy każdy w koło pije i zachęca? Gdzie w tym bunt? W dzisiejszym świecie rebelia zaczyna się wtedy, gdy stajesz w opozycji do tego co złe. To jest prawdziwe wyzwanie. Ludzie tacy jak Nergal są za ciency aby to zrozumieć czy wdrożyć w życie. Poddali się własnej filozofii pseudo wolności i intelektualnego satanizmu już dawno temu. Cnota jest dla nich abstrakcją i podstawowym imperatywem do wzniecenia własnej wersji szczeniackiej rebelii. Popełnili błąd sprzęgając myślenie z egoizmem. Życzę wszystkim czytelnikom więcej rozsądku w codziennym życiu.

Dzisiejsza piosenka jest formą "poezji" (słówko dedykowane sędziemu wydającemu wyrok w sprawie Nergala). To jakby monolog Pan Boga, który pragnie coś przekazać Szatanowi. Ja dedykuję ją "intelektualnym satanistom". Zważcie jej każde słowo.


Oh, Sleeper - The Finisher



Bibliografia:
1) Wywiad z Kubą Wojewódzkim <http://www.youtube.com/watch?v=WlKbqEdXwHU>. Dostęp: 19.08.2011.
2) Fragment odcinka programu Minęła Dwudziesta <http://www.dailymotion.com/video/xbza16_wojciech-cejrowski-o-podarciu-bibli_lifestyle>. Dostęp: 19.08.2011.
3) Adam Darski <http://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Darski>. Dostęp: 19.08.2011.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Sprawozdanie z koncertu As I Lay Dying

Ci, którzy mnie znają osobiście wiedzą, że wyciągnięcie mnie na koncert graniczy z cudem. Nie przepadam za atmosferą takich imprez. Z natury unikam tłumów, mam wątłą posturę więc do pogo się nie nadaję, denerwuje mnie zapach potu i bezmyślne szaleństwa, a na domiar wszystkiego ilość decybeli obecna na koncertach jest zbyt wysoka jak na moje uszy (tego się pewnie wielu nie spodziewało). Dodam jeszcze, że przez ostatnie trzy lata pracowałem w klubie i pomagałem przy organizacji takich imprez, co sprawiło, że koncerty definitywnie mi się "przejadły". Nie mniej jednak są takie imprezy, których opuszczenie jest zwyczajnie niemożliwe - ciągnie mnie na nie i jestem wstanie zrobić wiele aby się dostać na taki koncert. Tak właśnie było z występem As I Lay Dying w Warszawie. Dnia 14.08.2011 zagrali oni w Klubie Progresja. Byłem tam, widziałem, słyszałem, nie pogowałem.

Tak naprawdę do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy uda mi się dostać na koncert. Kasa się skończyła i było mi ciężko wyskrobać nawet na przejazd. Ale rodzina (na nią zawsze można liczyć) wyskoczyła z pomysłem malowania pokoju w domu moich rodziców. Zatrudniłem się więc a moja mama w zamian obdarzyła mnie funduszami niezbędnymi na przejazd, obiad i bilet wstępu. W niedzielę rano ruszyłem z domu i gdy zaliczyłem nabożeństwo oraz zjadłem obiad z narzeczoną, udałem się do Warszawy. Bilet wstępu zdobyłem w empiku. Potem dotarłem do klubu i rozsiadłem się wygodnie na ławce pod jedną ze ścian.

O 19:15 zagrał Born Anew - pierwszy support. Chłopaki jakoś nie skradli mojego serca ale kilka piosenek (szczególnie pierwsza) było naprawdę w moim guście. Drugi support zaczął grać w okolicach 20:00. Był to zespół Sylosis. Publiczność reagowała znacznie żywiej na ich występie. Mnie osobiście nie zachwycili. Być może dlatego, że czekałem na gwiazdę wieczoru.

Płyta AILD z podpisami wszystkich
członków  zespołu - moja pamiątka z koncertu.
As I Lay Dying wyszło na scenę około 20:45. Zaraz po pierwszych dźwiękach sala zapełniła się większą niż do tej pory liczbą osób i rozpoczęło się granie. Sala oszalała i przynajmniej połowa osób poszła w pogo. Zagrane zostały wszystkie popularniejsze kawałki: Forever, Sound Of Truth, Parallels, 94 Hours, i wiele, wiele innych. Powiem szczerze, że usłyszeć na żywo swoje ulubione piosenki było niesamowitym przeżyciem. Zwłaszcza, że zespół ten nie prędko odwiedzi Polskę ponownie.

Koncert zakończył się około 22:30. Po wyjściu z klubu zaczaiłem się z garstką fanów przy autobusie grupy. Ekipa wychodziła pojedynczo i wszyscy byli przygotowani na rozmowę, rozdanie autografów i pamiątkowe zdjęcia. Udało mi się zgromadzić podpisy wszystkich muzyków na albumie, który kupiłem podczas koncertu. W ten sposób zyskałem wspaniałą pamiątkę.

To tyle jeżeli chodzi o koncert. Jestem bardzo zadowolony z tego, że udało mi się dotrzeć na tą imprezę. Dobre koncerty zespołów, których piosenki są przesączone chrześcijańską filozofią są w naszym kraju rzadkością. Mam szczerą nadzieję, że kiedyś to się zmieni.

A teraz czas na piosenkę. Jest ona częścią dłuższej historii i teledysk zatraca swój sens jeśli nie zna się kontekstu. Rozdział pierwszy przedstawionej historii jest ilustracją do innej piosenki - "Nothing Left". Polecam obejrzeć najpierw tamten teledysk.

As I Lay Dying - The Sound Of Truth



piątek, 12 sierpnia 2011

Rzeź niewiniątek

Według większości racjonalistycznych historyków, opisana w Ewangelii Mateusza rzeź niewiniątek w Betlejem nigdy nie miała miejsca. Wytaczają oni przeróżne argumenty przeczące temu wydarzeniu. Osobiście wierzę, że wydarzenie to miało miejsce. Zaś celem tego artykułu jest dać wątpiącym w historyczność tego wydarzenia racjonalne powody do tego, aby móc uznać je za realne. To jednak, czy za realne zostanie uznane, zależy od twojej wiary. Ja tylko mogę udowodnić, że jest szalenie prawdopodobne. Ogromną część spisanej historii uznaje się za fakty na podstawie racjonalnej wiary w to, że konkretne wydarzenia miały miejsce.


„Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców. Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma” (Mat 2,16 -18).

Cały problem z tym tekstem jest taki, że nie potwierdzają go żadne inne księgi Biblii oraz inne źródła historyczne. Pisząc "inne źródła" mam na myśli Józefa Flawiusza, który był historykiem żyjącym w tamtym okresie. Ten oto historyk nie przepadał za Herodem i w swoich pismach zamieścił obszerną listę zbrodni króla. Nic jednak nie wspomniał o owej rzezi. Racjonaliści utworzyli z tego dogmat: Flawiusz nie napisał, rzezi nie było! Ów dogmat powstał na błędnym założeniu, że Flawiusz na pewno wspomniało o WSZYSTKICH zbrodniach Heroda. A dlaczegóż maiłby to zrobić? Dlaczego nie mogło zdarzyć mu się pominąć jakiegoś wydarzenia? Z pism oraz opracowań historyków wynika jasno, że Flawiusz prawdopodobnie był słabo zorientowany w działaniach Heroda za jego ostatnich lat życia (szczegóły w pozycjach bibliografii na końcu artykułu). A na ten okres właśnie przypada rzeź niewiniątek. Flawiusz mógł zwyczajnie o tym nie wiedzieć.

Jeszcze jeden powód przemawia za tym, że informacja o tej zbrodni mogła Flawiusza ominąć - skala wydarzenia. Gdy słyszymy tekst "rzeź" wyobrażamy sobie niebotyczną liczbę dzieci wymordowaną przez żołnierzy. Prawda jest jednak taka, że Betlejem było pasterską osadą - niewiele osób tam mieszkało.  Historycy szacują liczbę zamordowanych dzieci (tylko chłopców do 2 r.z.) na około 10 do 30. Dodać do tego należy również fakt, że takie rzeczy były powszechne - wielu królów i władców mordowało wszystkich, którzy mogliby upomnieć się o ich tron. Neron dopuszczał się podobnej zbrodni kilkakrotnie. Nie powstrzymał się przed nią także Biblijny król Salomon. Sumując te fakty - mała, pasterska osada gdzieś na uboczu + niewielka liczba zamordowanych dzieci + wydarzenie raczej powszechne - otrzymujemy obraz zbrodni zgoła inny niż wyobrażany sobie przez większość z nas. Dodając do tego kolejny fakt - Flawiusz był niezorientowany w ostatnich latach działalności Heroda - uwiarygadnia się teza, że historyk ten mógł o tym wydarzeniu nie słyszeć.

Dyskredytowanie tego wydarzenia z przyczyny jakoby wspominało o nim tylko jedno źródło też jest chybione. Duża cześć znanej nam dziś historii jest uznawana za fakty mimo, że tylko jedno źródło o niej wspomina. I bardzo często są to źródła pisane 200, 300 a nawet 1000 lat po wydarzeniach i mimo to, zapisy te traktuje się jako fakty historyczne. Problemy są tylko z Nowym Testamentem mimo, że był spisany kilkadziesiąt lat po opisywanych weń wydarzeniach.

Poza tym warto wspomnieć o zapiskach niejakiego Makrobiusza, który wspominał o rzezi niewiniątek w swoich pismach. Więc źródła są dwa! Makrobiusz napisał o anegdocie jaką wypowiedział niejaki August, gdy usłyszał o rzezi niewiniątek. Zainteresowanych zapraszam do prześledzenia bibliografii.

Zdaję sobie sprawę z tego, że mój artykuł nie wyczerpuje tematu. Racjonaliści obrzucają go innymi mniej istotnymi argumentami, które dotyczą powrotu świętej rodziny albo przepowiedni Jeremiasza. Ponieważ mają one drugorzędne znaczenie w ocenie prawdopodobieństwa historyczności tego wydarzenia, pozwolę sobie je pominąć. Krótko podsumowując:
  1. Flawiusz mógł nie wiedzieć o tym wydarzeniu, gdyż było ono raczej niewielkie, a sam historyk nie wiedział wiele na temat ostatnich lata życia Heroda.
  2. Fakt, że wydarzenie to zostało opisane tylko przez św. Mateusza wcale nie umniejsza jego historyczności, gdyż rozumując w tę stronę, musielibyśmy odrzucić znaczną część spisanej historii.
  3. Istnieje wzmianka o rzezi w źródłach pozabiblijnych.
Rozszerzenie tematu w przypisach. A teraz piosenka! Jeśli nie przepadacie za naprawdę ostrym graniem, to chociaż posłuchajcie co wokalista ma do powiedzenia!

Underoath - Writing On The Walls (Live)



Bibliografia:
Ewangelia św. Mateusza, Biblia Tysiąclecia.
"Rzeź Niewiniątek" <http://pl.wikipedia.org/wiki/Rze%C5%BA_niewini%C4%85tek> Dostęp: 12.08.2011.
"Rzeź Niewiniątek" <http://www.apologetyka.katolik.pl/inne-polemiki/ateizm/160/897-qrze-niewinitekq-w-mt-216-18> Dostęp: 12.08.2011.
"Ambrozjusz Teodozjusz Markobiusz" <http://pl.wikipedia.org/wiki/Ambrozjusz_Teodozjusz_Makrobiusz> Dostęp: 12.08.2011.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Kwestia modlitwy


Niedawno na serwisie Youtube ktoś zamieścił film prezentujący niepodważalny dowód na nieistnienie Boga (link w bibliografii). Mówiąc w dużym skrócie, twórca filmiku uważał, że Bóg nie istnieje ponieważ nie odpowiada na modlitwy.


Twórca fimiku wykazał się dużym niezrozumieniem tematu. Nie mam zamiaru być przykrym dla tego człowieka, chcę jednak zamieścić swoje zdanie aby każdy, w kim zrodzą się wątpliwości co do istnienia Boga, miał okazję do obrony swoich poglądów.

Pierwszymi zarzutami jakie wysunął autor filmiku były te, że Bóg nie odpowiada w sposób zrozumiały na modlitwy i nawet nie potrafi nakierować nas - powiedzieć wprost co jest dobre a co złe.

Jako chrześcijanin nie bardzo potrafię zrozumieć co autor miał na myśli wymagając od Boga aby mówił naszą mową. Czy Bóg ma fizyczne usta, którymi może przemawiać? Czy jesteśmy wstanie zrozumieć jego słowa? Gdy był tu, wśród nas na ziemi, mówił a przekaz ten zostały spisany. W tej kwestii raczej należy zadać sobie pytanie czy te słowa coś dla nas znaczą. Już zostaliśmy pouczeni na temat tego co dobre a co złe. Przez wiele wieków Bóg przemawiał do tych, którzy byli wytrwali an tyle, aby się do Niego zblirzać przez całe życie.

Dalej autor twierdzi, że modlitwa to zwykły monolog z własnymi myślami. Gdyby tak było, nic w życiu osób modlących się by się nie zmieniało. Jednak wszyscy oni doświadczają pewnych zmian i widza w tym palec boży. Pytanie czy autor fimiku potrafiłby to dostrzec.

Nie prawdziwa jest też kolejna teza autora jakoby nieznana nam była osoba, do której Bóg przemówił bezpośrednio. Zalecam uważniejszą lekturę Biblii, która jest pełna przykładów stojących w sprzeczności z tą tezą. Co więcej, ja sam znam osoby, które Bóg prowadził i objawiał swoją wolę bezpośrednio (nie wspominając o mnie). Nie działo się to w taki sposób jak spodziewają się fani Hollywoodu - żadnego światła z nieba, słów przekazywanych w sposób telepatyczny, etc. Bóg najwyraźniej nie przepada za współczesnym kinem i rozmawia z nami za pomocą delikatnych podszeptów, wskazówek, obrazów, myśli... wykożystuje to, w co nas wyposarzył nie uciekając się do nadprzyrodzonych fajerywerków i naszych wyobrażeń o tym w jaki sposób powinien się odzywać.

Autor filmiku stwierdza następnie półżartem (jak mniemam), że Bóg może nas zwyczajnie nie słyszy albo nie lubi. A co jeśli jest odwrotnie i to my go nie słyszymy? Co jesli to my go nie lubimy, tylko traktujemy jak "automat z cudami" [Instrukcja obsługi: 1) Wrzuć monetę, 2) Wybież cud z listy: a) Uzdrów babcię, b) Daj mi samochód, c) Pomoż mi zdać egzamin, etc.].

Końcówka fimiku sugeruje zestaw błędnych wniosków bazowanych na błędnym założeniu, że Bóg nam nie odpowiada. Nie będę ich komentował ponieważ moim celem było ukazanie, że niekoniecznie jest tak iż Bóg nas nie słyszy. Niekoniecznie jest tak, że nam nie odpowiada. Może być całkowicie odwrotnie - to my nie potrafimy się modlić i słuchać. I należy do tego dodać, że modlitwa jest tą dziedziną chrześcijaństwa, która wymaga dużej dozy wiary. Bez niej, nigdy nie usłyszysz Jego "słów".

Demon Hunter - Fading Away

Bibliografia:

czwartek, 28 lipca 2011

Analiza Księgi Hioba


Po napisaniu ostatniego posta na temat Księgi Hioba mam nieodparte poczucie, że nie wyczerpałem tematu. Nie daje mi to spokoju, więc siadam przed klawiaturą z nadzieją, że napiszę odrobinę więcej. Mam ochotę podzielić się z wami sensem jaki odnajduję w tej jednej z najgłębszych i najmądrzejszych ksiąg Starego Testamentu. Są to moje osobiste odkrycia i przemyślenia na jej temat. I jak już wspominałem w poprzednim poście, każdy kto czyta historię Hioba, ma szansę na dokopanie się do czegoś, czego ja nigdy nie odnalazłem. Nie czuję się więc jakimś autorytetem czy wybitnym znawcą. Ot, zamieszczam moją analizę aby ukazać niedowiarkom, że księga ta ma sens.

Księgę Hioba można podzielić na pięć części. Każda z nich stanowi fragment, który niesie ze sobą konkretną naukę. Post ten podzielę na pięć punktów. W każdym z nich zamieszczę streszczenie fragmentu oraz naukę, jaką ze sobą niesie.

1. Dyskusja Boga z Szatanem i jej efekty.
Diabeł zjawia się przed Bogiem i wywiązuje się pomiędzy nimi dyskusja na temat Hioba, który jest sprawiedliwym i kochającym Boga człowiekiem. W wyniku tej dyskusji Bóg przyznaje Szatanowi prawo do odebrania Hiobowi rodziny i dobytku. Wkrótce później Bóg przyzwala również na dotknięcie Hioba bardzo dokuczliwą chorobą. Biedny człowiek bardzo długo znosi cierpliwie okoliczności w jakich się znalazł. Po jakimś czasie jego serce zaczyna oskarżać Boga. Uważa, że nie zasłużył na taki los i ma Stwórcy za złe, że znalazł się w taki tragicznej sytuacji.

Fragment ten jest często używany przez wszelkiej maści wrogów wiary chrześcijańskiej do udowodnienia, że Bóg jest okrutny i traktuje nas jak zabawki. To jedna z możliwości. Ale moim zdaniem, to tylko pozór a prawdziwy sens tego fragmentu kryje się głębiej (zresztą ta cecha odnosi się do całej księgi). Ten fragment ma nam uświadomić, że nasze wyobrażenie o relacjach pomiędzy Bogiem a Szatanem są nie do końca poprawne. Oni potrafią ze sobą rozmawiać a Diabeł potrafi wyprosić u Boga wiele rzeczy, o których nawet byśmy nie pomyśleli. Co więcej – fragment ten mówi również o tym, że Bóg często przyzwala na nasze cierpienie. Jednak nie dlatego, że chce coś Szatanowi udowodnić (tak myśli wielu po przeczytaniu Księgi Hioba). Cel cierpienia wyjaśnia lepiej dalsza część historii oraz pozostałe księgi Biblii.

2. Przybywają przyjaciele Hioba.
Hiob – schorowany, pozbawiony dobytku i radości z życia – zostaje odwiedzony przez swoich przyjaciół. Mówi im, że jest niewinny i twierdzi, że Bóg karze go bez powodu. Jego przyjaciele mają jednak inne zdanie. Starają się udowodnić Hiobowi, że to co go spotkało jest w istocie karą za grzechy. Dyskusja pomiędzy nimi trwa bardzo długo.

Jak okazuje się w dalszej części księgi, obie strony kłótni się myliły. Bóg nie każe za grzechy w ten sposób ani nie jest tak, że cierpienie jest pozbawione sensu. Wychodzi to na jaw dopiero, gdy głos zabiera najmłodszy uczestnik debaty – Elihu.

3. Przemówienie Elihu.
Elihu ma inne zdanie na temat całej sytuacji. Karci Hioba za poczucie bezgrzeszności i mówi, że nie ma ludzi „świętych”. Następnie stara się wyjawić jakie mogą być prawdziwe przyczyny cierpienia, jakie dopuszcza Bóg. Wśród jego słów najbardziej rzuca się w oczy motyw wychowania. Uświadamia wszystkim, że cierpienie może służyć jako metoda pokazania nam co jest dobre a co złe. W innej części swej wypowiedzi napomina przyjaciół aby nie mierzyli Boga według ludzkich standardów.

Elihu odkrywa przed nami tylko fragment obrazka na temat cierpienia. Sednem jego wypowiedzi jest pokazanie, że cierpienie może mieć sens. Często ten sens jest niewidoczny dla nas. Ale dla Boga niezbędny aby mógł osiągnąć zamierzony przez siebie cel. Tak było w przypadku Jezusa – cierpiał (podobnie jak Hiob) w niezawiniony sposób. Ale Jego cierpienie nie było bezcelowe w oczach Boga – bez tego cierpienia nigdy nie osiągnęlibyśmy zbawienia. Podobnej sytuacji doświadczyłem we własnym życiu. Cierpiałem bez winy i bez powodu – przynajmniej tak mi się wydawało. Ale pustynia przez którą przechodziłem okazała się nie być bezcelowa. Moje doświadczenia posłużyły wielu innym za drogowskaz i kilka osób zbliżyło się do Boga. Więc przypuszczam Jego cel został osiągnięty. A ja żyję i mam się dobrze, gdyż Bóg nigdy nie pozwoli czlowiekowi cierpieć ponad to, co możesz znieść.

4. Bóg kontra Hiob.
W końcowej części Księgi Hioba odzywa się Bóg. Jego wypowiedź odkrywa dwie zasadnicze prawdy. Że Bóg jest suwerenny w podejmowaniu decyzji i nikt nie ma prawa pouczać Go co Mu wolno a co nie, oraz że jest wszechpotężny.

Słowa te nie mają sensu dla wielu. A to dlatego, że nawet nie starają się ich zrozumieć. Spłycają swoje myślenie i nie są wstanie do podjęcia najmniejszego, intelektualnego wysiłku aby zrozumieć znaczenie Jego słów. Najłatwiej to znaczenie odkryć, gdy przyjrzymy się postawie Hioba po rozmowie. On zrozumiał przesłanie bezbłędnie. Ukorzył się przed potęgą Boga, odzyskał pokój ducha i wiarę. Sam stwierdził, że został przeniesiony z poziomu „słyszenia” na temat Boga do poziomu „zobaczenia jakim Bóg jest naprawdę”. Zrozumiał, że Stwórca nie musi się nam tłumaczyć ze swoich decyzji. Gdy otoczył go swą potęgą, dotarło do niego, że Bóg jest blisko nawet wtedy, gdy nam się wydaje, że jest daleko i że cała Jego potęga jest po naszej stronie w momencie gdy okoliczności każą nam sądzić coś innego. Był gotów na znacznie większe poświecenia niż przed całą historią i zrozumiał, że Bóg może użyć nawet cierpienia aby dokonać cudów.

5. Zakończenie.
W zakończeniu Bóg karci przyjaciół Hioba za mówienie nieprawdy. Wszystkim każe złożyć ofiarę za grzechy. Wszystkim z wyjątkiem Elihu. Następnie przywraca Hiobowi jego szczęście, rodzinę i fortunę. Ale moim skromnym zdaniem, ten happy end ma drugorzędne znaczenie w porównaniu z całą głębią mądrości i wiedzy na temat Boga, jaką poprzez pokolenia niesie ze sobą historia zapisana w Księdze Hioba. I spisanie właśnie tej wiedzy i mądrości, jest jednym z dowodów na to, że cierpienia Hioba miały swój cel. Szkoda że do dziś tak niewielu potrafi to dostrzec.

Flyleaf - Fully Alive

poniedziałek, 25 lipca 2011

Syndrom Hioba


Dziś zajmę się tekstem niejakiego pana Grzegorza Jagodzińskiego, który w artykule pod tytułem „Logika chrześcijańskiej wiary” na podstawie historii Hioba stara się udowodnić, że Bóg opisany w starym testamencie wcale nie jest dobry i miłosierny. Zaś konkluzją jego pracy ma być dowiedzenie, że wiara jest nieracjonalna. Niestety autor tekstu (podobnie jak wszyscy „racjonaliści”) popełnił błąd zanim w ogóle wziął do ręki księgę Hioba, a polegał na tym, że zamyślał mierzyć Boga własną miarą.

To częsty błąd. Nawet wśród chrześcijan. Bóg jest czymś więcej niż człowiekiem i oczekiwanie od niego, że będzie działał według standardów narzuconych przez naszą (lub inną) cywilizację jest czczym marzeniem. Możemy równie dobrze oczekiwać, aby dzikie zwierze dało się ucywilizować. Cóż: zwierze, człowiek i Bóg, każda z tych istot stoi na zupełnie innym szczeblu poznania. Zakładanie, że Bóg podporządkuje się naszym schematom myślenia na temat cierpienia, miłości i poświęcenia jest błędem. W efekcie tego błędu powstaje potem cała gama nieporozumień i takich artykułów jak tekst pana Grzegorza.

W zasadzie mógłbym na tym skończyć. Artykuł jest błędny już w założeniu, że Bóg jako istota dobra i miłosierna będzie dobry i miłosierny w sposób taki jak ja – człowiek XIX wieku – sobie to wyobrażam. Ale nie zakończę tutaj. Nie odmówię sobie przyjemności polemiki z tak inteligentnym autorem. Zaznaczam jednak, że polemika na gruncie czysto racjonalistycznym nie ma tu sensu, ponieważ księgi hioba nie da się zrozumieć jeśli nie przyjmiemy pewnych założeń wynikających z wiary. Mówiąc prościej, część moich odpowiedzi na zarzuty, może brzmieć jak kazanie.

Na początku tekstu Pan Grzegorz napisał na temat rozmowy diabła z Bogiem. Ma jakby za złe, że pomiędzy Bogiem a Szatanem nie dochodzi do spięcia i walki. W końcu jeden jest uosobieniem dobra a drugi zła. Do walki nie doszło z prostego powodu: Bóg ma inny plan. Diabeł został pokonany w zasadniczo inny sposób a jego władza skończy się dopiero z dniem sądu ostatecznego. Póki co, on i reszta jego popleczników piastuje nadane im wcześniej przez Boga funkcje. Diabeł na ten przykład jest księciem Ziemi. Co więcej – stworzony przez Boga, jest przez niego kochany i (to może być szokiem dla wielu chrześcijan) jest wstanie wyprosić u Boga wiele rzeczy. Nie inaczej było w przypadku Hioba.

Chyba nieco uprzedziłem odpowiedź na kolejny zarzut. Jak to możliwe, że kochający Bóg oddał Hioba w ręce szatana? Przeanalizujmy to dokładniej:
  • Po pierwsze, nie oddał Hioba, tylko jego dobytek a później ciało. To co stanowiło o tym, że Hiob jest istotą, dalej było w rękach Boga.
  • Po drugie, Ziemia i wszystko co ją wypełnia w prawdzie należy do Pana, jednak nadzór nad tym sprawuje diabeł. Pośrednio więc jesteśmy pod jego „okiem” i w wielu przypadkach, również pod jego wpływem (a nawet kontrolą, jeśli zezwolimy). Ten właśnie nadzór pozwala diabłu na oskarżanie nas przed Bogiem (tak jak starał się oskarżyć będącego bez skazy Hioba).
  • Po trzecie, Bóg nie pozwoliłby diabłu na coś, czego sam nie miał w planach. Jeśli Hiob stracił majątek, został dotknięty chorobą, etc. to stało się tak tylko dlatego, że Bóg to zaplanował. Rola diabła jest tu pomniejsza – mogłoby go w ogóle nie być a Hioba zapewne i tak czekałby największy test wiary w historii judaizmu i chrześcijaństwa.
Pan Grzegorz powołuje się następnie na przykład z matką. Na podstawie matczynej miłości zarzuca Bogu, że jego miłość jest niedoskonała, bo pozwala Hiobowi cierpieć. Powiem szczerze, że ten argument jest mocny. Ale tylko dlatego, że nam ludziom trudno sobie wyobrazić doskonalsza miłość niż matczyna. Co więcej – trudno nam sobie wyobrazić, że można kogoś kochać i pozwalać mu cierpieć. Ale jest to – jak pisałem na początku artykułu – mierzeni Boga naszą, ziemską miarą. Nie możemy wymagać od Niego aby jego miłość okazywała się w tym wszystkim (i wyłącznie w tym wszystkim) co my sobie wyobrażamy. Jego spojrzenie na to miłość ma prawo być inne.

Temat cierpienia i miłości jest szalenie złożony. Można by napisać kilka, opasłych tomów i nie skończyć tematu. Postaram się jednak przybliżyć wam jak na sprawą tą patrzy Bóg:
  • Cierpienie na Ziemi jest z winy człowieka a nie Boga. Całe życie będzie nam towarzyszyło.
  • Każdy z nas będzie cierpieć ale Bóg nie dopuści aby cierpienie było większe niż możemy znieść.
  • Jeśli Bóg dopuszcza cierpienie, ma to swój cel (tak było w przypadku Hioba, ale księgę tą trzeba doczytać do końca).
W dalszej części tekstu pojawia się jakiś słowotok, którego do końca nie rozumiem. Zawiera on domniemanie, że Hiob został przez Boga ukarany za to, że był zbyt bogobojny. Nietrafiony domysł autora.

A nieco dalej autor zarzuca osobom, które starają się wytłumaczyć Księgę Hioba, że argument o wychowaniu bohatera owej księgi oraz argument o testowaniu miłości Hioba, są słabe. Pomiędzy wierszami autor stara się zaszczepić w nas przekonanie, że Bóg bawił się Hiobem oraz, że jego wszechwiedza nie była wystarczająca aby zgłębić serce Hioba i potrzebował sprawdzić jego miłość. Otóż odpowiadam: Bóg się Hiobem nie bawił oraz Bóg był pewien miłości Hioba. Ani te, ani tamto nie jest sednem i powodem napisania tej księgi. Jej prawdziwy cel jest wyjaśniony pod koniec – polecam doczytać tą księgę do końca a nie oskarżać Boga zaraz po pierwszych stronicach.

Dalej pan Grzegorz powołuje do życia przykład małżeństwa i stara się udowodnić, że testowanie siły miłości cierpieniem jest bzdurą. I oczywiście ma racje. Jak pisałem wyżej – Bóg nie testował miłości Hioba. Nie testował jego lojalności. Miał inny cel. Poza tym – jak pisałem nieco wyżej – wszelkie próby przyrównywania Boga do ziemskich standardów jest z góry nietrafione. Przykład o małżeństwie można więc również wykreślić jako nietrafiony.

Kończąc ten artykuł nie powinienem zostawić waz bez wyjaśnienia sensu Księgi Hioba. Oczywiście sens ten jest głęboki. Każdy kto siądzie do tej części Biblii, ma szansę odkryć coś, czego ja nigdy nie dostrzegłem, jakieś inne, głębsze znaczenie.

Na ostatnich kartach Księgi Hioba, Bóg odpowiada z nawałnicy. Wyjawia Hiobowi prawdę na temat swojej potęgi i suwerenności. Uczy Hioba, że nasze oczekiwania co do tego jaką Bóg podejmie decyzje, mogą się rozminąć z jego decyzją. Mówi też, że mimo ogromu cierpień jakie spadają na nas z powodu powszechnego grzechu, jego potęga i moc jest po naszej stronie, zawsze gotowa aby nas wesprzeć – nawet wtedy kiedy wydaje się nam inaczej. I w końcu uczy nas, że każda pustynia kiedyś się kończy a dalej jest już tylko raj. I że w momencie, w którym zejdziemy z pustyni, dowiemy się o naszym Stwórcy czegoś nowego i staniemy się bogatsi w wierze.

Thousand Foot Krutch - Falls Apart



Bibliografia: G. Jagodziński "Logika Chrześcijańskiej Wiary" <http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3836/q,Logika.chrzescijanskiej.wiary#p195> Dostęp: 25.07.2011.

niedziela, 24 lipca 2011

Droga Węża


Czasem czytuję portal racjonalistyczny. Ten najpopularniejszy w Polsce. Jest on miejscem szczególnym dla mojego serca, gdyż jego autorzy wstawiają na jego łamy wiele bzdurnych tekstów, które agresywnie atakują chrześcijaństwo i starają się udowodnić, że jest ono bezsensowną mieszanką religijnych i mitologicznych fantazji.

Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tym portalem, byłem przerażony. Będąc wówczas młodym w wierze zacząłem poważnie zastanawiać się nad sensem mojej wiary. Jednak im więcej czytałem, tym jaśniejsze się stawało, że absolutnie ŻADEN z prezentowanych tam argumentów nie ma takiej mocy aby odciągnąć mnie od Boga. Teksty tam zamieszczane - na pierwszy rzut oka naukowe i filozoficzne - po dłuższej analizie wydają się być dobre do nadrukowania na papier toaletowy. Tylko ostrzegam - nigdy się nie podcierajcie takim papierem! Wasz tyłek gotów stracić wiarę!

A teraz na poważnie - ponieważ złapał mnie zastój twórczy (brak mi tematów na które mógłbym pisać) postanowiłem zająć się demontowaniem sterty kłamstw i niedomówień zawartych na tym portalu. Być może komuś zajdę tym za skórę - trudno. Wolę być przez ateistów postrzegany negatywnie niż pozwolić aby czyjeś serce chwiało się tak jak niegdyś moje.

Dość tego przydługiego wstępu. Przejdźmy do rzeczy. Niejaki pan Michał Jezierski zamieścił na owym portalu tekst pod tytułem „Droga Węża“ (patrz przypisy). Prezentuje on w nim własny pogląd na sprawy związane kuszeniem w raju i stara się udowodnić, że historia owa jest bardziej opisem oświecenia pierwszych ludzi a nie upadku. Jak dla mnie tekst ten znalazł się na portalu przypadkowo - nie prezentuje on niczego z „racjonalnego“ punktu widzenia. Historię, którą racjonaliści uważają za mit, stara się zastąpić innym mitem. Po co ta sztuczka? Naprawdę nie wiem.

Pierwszym zarzutem jaki stawia autor tekstu jest ten, że ludzie w raju byli niepełnowartościowi. Fakt iż nie potrafili odróżnić dobra i zła, jest w oczach autora tekstu synonimem braku inteligencji, wręcz zezwierzęceniem ludzi. Autor określa ich mianem ślepych narzędzi w rękach Boga oraz istotami, które są pozbawione intelektu. I widzimy w tym błąd na błędzie. Wszystkie one wynikają z niezrozumienia tekstu zapisanego na pierwszych kartach Biblii. Fakt, że ludzie nie znają zła nie czyni z nich od razu: „ślepych narzędzi w rękach Stwórcy“, „pozbawionymi umiejętności abstrakcyjnego myślenia“, etc. Konkluzja jaką stara się zaszczepić w czytelnikach autor - jakoby Bóg stworzy istoty wyłącznie emocjonalne a intelekt „został zepchnięty na dalszy plan“, jest pozbawiony logiki. Dlaczego autor utożsamia znajomość zła z intelektem oraz czyni z niego rodzaj wiedzy, którą po prostu koniecznie trzeba posiadać, jest dla mnie zagadką.

Być może chodzi o to, że znając zło, człowiek jest wstanie sam określić co jest dobre a co złe? Argument ten w kontekście tego artykułu miałby sens, gdyby uznać, że nie istnieje zewnętrzne źródło moralności (Bóg). Wówczas znajomość dobra i zła faktycznie byłaby niezbędna. Jednak sam autor artykułu zakłada, że Bóg istnieje. Odwraca jednak role, starając się udowodnić, że wąż jest postacią pozytywną a Bóg nie. Panie Michale - nie jest pan aby zwyczajnie złym człowiekiem?

„Wąż (...) wznieca zamęt. Wznieca go jednym, bardzo prostym pytaniem: dlaczego? Człowiek który dotychczas nie odważył się podważyć woli Ojca, staje teraz na rozdrożu. Z jednej strony wieczne szczęście a z drugiej prawda. Możliwość poznania odpowiedzi na nurtujące go pytania.“

Błąd tego tekstu polega na tym, że autor dalej zakłada iż wąż jest pozytywną postacią i oferuje ludziom prawdę. To bardzo jednostronne spojrzenie, bardzo typowe dla całej koncepcji artykułu, który ma ukazać diabła w dobrym świetle. A co jeśli jednak to Biblia mówi prawdę i diabeł kłamał? Autor oferuje zwykłą historię alternatywną i nie odkrywa przed nami oczywistej prawdy.

W dalszej części tego artykułu podobnie przeanalizuję ważniejsze fragmenty wywodów pana Michała.

Czym jest to otwarcie oczu? Czemu Biblia stwierdza, że nastąpiło ono rzeczywiście po spróbowaniu owocu?

Zakładając, że diabeł kłamał mówiąc że ludziom „otworzą się oczy“, prawdziwe otwarcie oczu może oznaczać, że zrozumieli swój błąd po tym jak dopuścili się pierwszego „zła“. Następnie spostrzegli, że są nadzy i postanowili schować się przed Bogiem, który był źródłem dobra i prawdy. Należy przy tym zauważyć, że zachowanie pierwszych ludzi po upadku zupełnie przeczy idei „oświecenia“, którą sprzedaje nam autor. Człowiek, który wie, że zrobił coś słusznego nie ma wyrzutów sumienia i nie stara się chować przed swoim „oprawcą“. Adam i Ewa wiedzieli, że to co zrobili było błędem. Tylko autor "Drogi Węża" ma problem z dostrzeżeniem tego faktu.

Czy człowiek więc wcześniej był tylko cieniem prawdziwego człowieka?

Nie. Pisałem o tym na początku polemiki. To miałoby sens tylko zakładając, że zło jest rodzajem wiedzy wartościowej i niezbędnej nam do przetrwania. I jest to prawdą przy założeniu, że Bóg będący źródłem dobra nie istnieje. Jednak autor artykułu zakłada, że Bóg istnieje. Stara się go zwyczajnie oczernić.

Bóg skazując go na wygnanie odpowiada swym cherubinom: człowiek stał się równy nam, poznał dobro i zło. Tajemnica boskości tkwi więc w moralności, w rozumowaniu na poziomie abstraktu, Bóg w tym wypadku nie jest najwyższy. Jest stworzycielem który poszedł o krok za daleko, akt kreacji, którego dokonał stworzył abstrakcję.

I znów autor wykazuje się niezrozumienie czytanego tekstu. Stwierdzenie „człowiek stał się równy nam, poznał dobro i zło“ można zrozumieć nie tylko jako „człowiek zna dobro i zło - jest teraz taki jak my“ ale również jako „człowiek tak jak my, wie czym jest dobro i zło“. Przykro mi zadawać kolejny cios mojemu oponentowi, ale prawda jest taka, że CAŁA RESZTA BIBLII sugeruje to drugie zrozumienie. A skoro tak, cały wywód na temat abstrakcji jest bezzasadny.

Dalej autor artykułu powiela argumenty. Czyni z Boga dyktatora, który chciał zachować kontrolę nad ludźmi poprzez zredukowanie ich do postaci bezmyślnych narzędzi. Pisałem już o tym, że brak znajomości zła nie czyni człowieka głupim więc nie będę się powtarzał.

A w kolejnych akapitach dostrzegamy jak autor zarzuca Bogu, że chciał nas zniewolić. Niby jak? Dając nam na własność cały wszechświat za darmo? Usiłowanie utożsamienia starotestamentowego zakazu zerwania owocu z drzewa z dyktaturą jest bardzo chybioną hiperbolą. Zakazy nie są narzędziem kontroli. Mogą nimi być, ale ich celem może być również np. nasze bezpieczeństwo. Autor widać o tym nie pomyślał.

Nie chcę pisać więcej ponieważ artykuł zająłby wiele miejsca. Już jego objętość przekroczyła dwie strony. Obaliłem tylko podstawowe tezy. Chętnie obalę więcej, jeśli mnie poprosicie. Wierzę jednak, że wywody pana Michała są na tyle niegroźne, że nie będzie takiej potrzeby. Jeśli się mylę, dajcie znać a dokończę ten post.

A tych, którzy chcieliby się przyjrzeć temu jak mogło wyglądać kuszenie, polecam przeczytać książkę „Perelandra“ autorstwa C. S. Lewisa. Powiecie mi później, czy podobnie jak ja mieliście wrażenie, że słowa kusiciela z tej książki i słowa autora „Drogi Węża“ brzmią jak dwa instrumenty tej samej orkiestry.

Seventh Day Slumber - Awake



Bibliografia:
M. Jezierski "Droga Węża" <http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4409/q,Droga.Weza> Dostęp: 24.07.2011.

sobota, 19 marca 2011

Problemy nie-zmartwychwstania

Udowodnienie, że Jezus Chrystus nie zmartwychwstał, byłoby początkiem końca chrześcijaństwa. Dlatego też wielu przeciwników wiary tak często atakuje ten temat, podsuwając różne teorie wyjaśniające co naprawdę się stało z ciałem Jezusa. Wszyscy bowiem zgadzają się co do jednego - ciało zniknęło. Historycznym faktem jest to, że Jezus żył. Sposób w jaki umarł też wszyscy wierzą. Jednak nie wszyscy chcą przyjąć zmartwychwstanie za podobną oczywistość.

Jesteśmy pewni wielu rzeczy zapisanych na kartach historii. Wiemy, że po zdjęciu z krzyża, ciało Jezusa zostało owinięte w płótna i schowane do grobu. Wiemy, że wejście do grobu zostało zamknięte przez wielki kamień. Wiemy również, że przy grobie ustawiono wartowników w obawie przed próbą wykradzenia ciała. Gdy natomiast kobiety przyszły odwiedzić grób, okazało się, że kamień jest odwalony i ciało zniknęło. Tu, według wielu badaczy, kończy się wiarygodność Biblii. Dlatego na przestrzeni lat, nawymyślali oni różnych teorii mających wyjaśnić co stało się z ciałem. Najpopularniejsze znajdziecie poniżej wraz z kontrargumentami na ich wiarygodność.

1) Jezus nie umarł, tylko omdlał.
Racjonalność tej teorii jest bardzo wątpliwa. Gdyby na skutek wycieńczenia i odniesionych ran, Jezus nie skonał, a jedynie omdlał, nie byłby wstanie opuścić samodzielnie grobu i prawdopodobnie umarłby tam z wycieńczenia. Należy tu przypomnieć, że jeszcze na krzyżu, przebito Mu bok, upewniając się, że jest martwy. Ale jeśli przyjmiemy możliwość według której wyszkolony, rzymski żołnierz nie trafił nieruchomego celu wystarczając precyzyjnie i Jezus faktycznie omdlał i tak został złożony do grobu, pozostaje pytanie: jak On stamtąd wyszedł? Przecież on wymagał opieki medycznej, troski aby móc odzyskać chociażby śladowe ilości sił. Nie byłby wstanie ruszyć się z miejsca (nawet po kilku dniach odpoczynku) i tym bardziej odsunąć kamienia zamykającego wejście do grobu. Nie dałby rady przejść dystansu dzielącego grób od Jerozolimy aby spotkać się z apostołami. Trzeba tu również dodać, że gdy się im ukazał, zrobił na nich nieliche wrażenie. Wycieńczony, głodny i poraniony na pewno wzbudziłby inna reakcję.

2) Nie ten grób.
Kolejna ciekawa teoria zakłada, że kobiety, które poszły odwiedzić grób Jezusa, pomyliły miejsca i trafiły do grobu, w którym nie pochowano jeszcze nikogo. Zwyczajnie pomyliły się. To samo zrobili apostołowie, którzy przybyli niedługo potem. Problemy tu są dwa:
a)Wydaje się szalenie nieprawdopodobne, że kobiety, które były pod krzyżem w momencie śmierci Jezusa (o czym jest zapisane w ewangeliach) nie brały udziału w pogrzebie i pomyliły się co do miejsca spoczynku ciała. Nawet jeśli one się pomyliły, to ciężko było pomylić się kolejnemu świadkowi spod krzyża – św. Janowi, który przybył następny do grobu. Logicznie rzecz biorąc, tylko Piotr miał powód aby trafić do niewłaściwego grobu.
b) Drugim powodem dla którego ciężko uwierzyć we wiarygodność tej historii jest fakt związany z późniejszymi wydarzeniami w Jerozolimie. Jak wiadomo, uczniowie Jezusa zaczęli głosić, że On zmartwychwstał. Doprowadziło to do wielu niepokojów w Jerozolimie i powstania pierwszego kościoła. Zaniepokojeni tym faktem kapłani zaczęli zwalczać chrześcijaństwo. Dlaczego nikomu z nich nie przyszło do głowy aby wyjąć ciało Jezusa z grobu i wystawić na publiczny pokaz aby raz na zawsze zwalczyć chrześcijaństwo w zarodku? Oni na pewno wiedzieli gdzie jest grób, skoro ustawili przy nim wartę:)

3) Kradzież ciała.
Kolejna śmiała próba. Śmiała, bo nierealistyczna. Skradzenie ciała przez uczniów wiązało się bowiem z wielkim ryzykiem. Za atak na rzymskich wartowników groziła śmierć. Dodatkowo kłóci się to z tym co wiemy o apostołach: po śmierci Jezusa byli zrezygnowani, prawdopodobnie załamani, niezdolni do heroicznych czynów. Piotr trzykrotnie się zaparł Jezusa ponieważ bał się śmierci. Co musiało się stać, że nagle postanowił zaryzykować swoje życie i ciało wykraść? Co musiałoby się stać, że potem zaczął głosić kłamstwo o zmartwychwstaniu za które był bity, spotwarzany, przeganiany z miasta o miasta? Kto z nas chciałby oddać życie za kłamstwo, decydując się pierwej na życie włóczęgi bez grosza przy duszy, cierpiącego ze strony ludzi straszne zniewagi? Jak widać, teoria wykradzenia ciała też szwankuje.

Cały ten artykuł jest parafrazą fragmentu rozdziału z książki „Więcej niż cieśla” autorstwa Josha McDowella. Link do elektronicznej wersji książki znajdziecie w bibliografii. A teraz czas na piosenkę. Zapewne zauważyliście, że wystrój bloga uległ zmianie. Obecnie zdobią go grafiki przedstawiające panie z zespołu „Superchick”. Ich piosenka będzie urozmaiceniem dzisiejszego posta. Zdecydowanie polecam wszystkim tym, którzy nie przepadają za bardzo ostrą muzyką. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników.

Superchick - Hey Hey



BIBLIOGRAFIA:
J. McDowell „Więcej niż Cieśla”, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1996.
<http://www.rnz.org.pl/index/?id=e034fb6b66aacc1d48f445ddfb08da98> Dostęp 19.03.2010

poniedziałek, 7 marca 2011

Alice Cooper

Alice Cooper
W muzyce istnieją małe zespoliki, zespoły, całkiem niezłe kapele i te legendarne. O tych ostatnich niewiele wie współczesna młodzież, która skupia się na gwiazdach promowanych obecnie. I młodzież często nie wie, że gwiazdy owe (te sezonowe i te, które trwają) wzorują się na legendach.

Jedną z takich legend jest Alice Cooper, który był twórcą shock-rocka. To on pierwszy ostawił na scenie szubienicę, krzesło elektryczne a jego teksty ociekały przemocą, seksem i uwielbieniem dla śmierci. Sam występował w upiornym makijażu i miał opinię... cóż... jaką opinię mógł mieć taki artysta? Dodam tylko, że rozpoczynał karierę w latach sześćdziesiątych (czyli jakieś 20 - 25 lat przed moim urodzeniem). Vincent (bo tak ma naprawdę na imię ten artysta) i jego zespół stali się inspiracją dla wielu pokoleń artystów. Zespoły takie jak Metallica, KISS, Marylin Manson, Slipknot czy Lady GaGa (ostro:P) przyznają, że inspirowali się muzyką i wizerunkiem zespołu Alice Cooper. Sam artysta występował niejednokrotnie w duetach z wieloma gwiazdami rocka, np. Marylin Manson, Iron Maiden, Ozzy Osbourne, Slash, etc. Do największych hitów zespołu należą piosenki Poison (coverowany m. in. przez zespół Groove Coverage), No More Mr Nice Guy, oraz Vengance is Mine.

To teraz przechodzimy do sedna: Alice Cooper jest chrześcijaninem. Jak to możliwe? Cuda się zdarzają. W życie Vincenta Bóg zaingerował po około piętnastu latach kariery rockowej i pomógł mu wyzwolić się z nałogowego picia alkoholu. Artysta widzi to jako cud - mówi, że został całkowicie uwolniony. Sam jednak przyznaje, że jego nawrócenie było raczej powrotem do wiary. Wywodził się bowiem z rodziny o chrześcijańskich tradycjach - jego ojciec był pastorem, jego dziadek ewangelistą. Mówi, że jest wzorowym przykładem syna marnotrawnego i przez całe życie był przekonany o tym, że istnieje jeden Bóg w osobie Jezusa Chrystusa oraz, że istnieje Diabeł. W wywiadzie dla KNACK.com mówi:

"Nie można wierzyć w Boga nie wierząc w Diabła. Zawsze powtarzam zespołom, że najgroźniejszą rzeczą jaką można zrobić jest uwierzenie tylko w Boga lub tylko w Diabła (...). Kiedy wierzysz w Boga, musisz uwierzyć że jest to Bóg wszechmogący. To niej jest po prostu Bóg. To Bóg wszechmogący i posiada pełną kontrolę nad życiem wszystkich. Diabeł, z drugiej strony, to prawdziwa istota, która stara się ze wszystkich sił rozerwać twoje życie na strzępy. Jeśli uwierzysz, że to tylko mitologia stajesz się łatwym celem, bo tego właśnie chce szatan: chce być mitem. Ale nie jest mitem, co do tego mam pełne przekonanie."

Dalej w tym samym wywiadzie, Vincent kontynuuje:

"Musimy dokonać wyboru. Każdy, w pewnym momencie swojego życia, musi podjąć decyzję. Gdy ludzie mnie pytają, '(...) Dlaczego w to wierzysz?' odpowiadam, że nic innego nie przemawia do mojego serca. To nie przemawia do intelektu, nie przemawia do logiki - przemawia wprost do mojego serca do mojej duszy, głębiej niż cokolwiek, o czym byłem wstanie w życiu pomyśleć. I w pełni w to wierzę. Ktoś kiedyś powiedział, że nie jestem dobrym chrześcijaninem. Myślę, że nikt z nas nigdy nie będzie 'dobrym' chrześcijaninem. Nie oto w tym chodzi. Kiedy jesteś chrześcijaninem, nie znaczy że stajesz się dobry, to znaczy, że będziesz miał trudniejsze życie."

Alice nie widzi konfliktu pomiędzy swoim rockowym stylem życia i chrześcijańskim życiem. Powołuje się na przykład Jezusa, który będąc tu na ziemi, przebywał wśród najgorszych pijaków i grzeszników, ponieważ to właśnie oni go potrzebowali. Idąc za jego przykładem, jest człowiekiem, który niesie ewangelię do środowisk uważanych za najbardziej antyreligijne i satanistyczne. (Jeśli Marylin Manson dyskutuje z kimś o sprawach wiary, to zgadnijcie z kim!). Dla niego bycie chrześcijaninem, który przez 24 godziny na dobę klęczy zamknięty we własnej komorze, jest totalną abstrakcją.

Człowiek ten widzi wyraźną różnicę pomiędzy tym kim kiedyś był, i kim jest obecnie, mimo że jego wizerunek sceniczny oraz szokujące teledyski, nie zmieniły się znacząco. Jest zupełnie inną osobą:

"Potrzebuję wybaczenia za wiele rzeczy... byłem ignorantem, który myślał, że robi właściwą rzecz. Zgadzałem się w pełni z poglądem, że każdy chłopak powinien sypiać z każdą dziewczyną i pić tak tyle ile chce. Ale już w to nie wierzę. Nie wierzę w to, bo widziałem jak bardzo destrukcyjne to było."

"Każdy uzależniony ci powie: 'Nie ważne ile narkotyków wezmę, nie będę czół spełnienia. To nie daje satysfakcji.' Istnieje coś takiego jak głód duchowy. Wszyscy go czują. Jeśli nie czujesz go teraz, poczujesz wkrótce. Zaufaj mi. Poczujesz wkrótce."

Kończąc dzisiejszy wpis, pragnę Was zachęcić do bliższego przyjrzenia się bibliografii. Znajdziecie w niej linki do artykułów i plików wideo dotyczących tematu. A na zakończenie dwa teledyski. Pierwszy z nich to Alice Cooper ze swoich najlepszych lat. Drugi to nowa piosenka "As I Lay Dying". Miłego słuchania.

Alice Cooper - Poison




As I Lay Dying - Anodyne Sea



BIBLIOGRAFIA:
"Alice Cooper" <http://pl.wikipedia.org/wiki/Alice_Cooper> Dostęp: 07.03.2011.
"Alice Cooper is a Christian" <http://www.jesusjournal.com/content/view/79/85/> Dostęp: 07.03.2011.
"Alice Cooper Band Members Comment On Rock Hall Induction News" <http://www.alicecooper.com/> Dostęp: 07.03.2011.
"Surprise! Alice Cooper is a Christian" <http://www.youtube.com/watch?v=v3q7ycY9hbk> Dostęp: 07.03.2011.
"Alice Cooper & Marylin Manson" <http://www.youtube.com/watch?v=IgNTpx2VhI0&feature=related> Dostęp: 07.03.2011

poniedziałek, 7 lutego 2011

Inni o Jezusie

Wielu historyków i badaczy narzeka na bardzo niewiele tekstów na temat życia i działalności Jezusa. Narzekają zwłaszcza ci, którzy nie traktują Nowego Testamentu jako wiarygodnego źródła. To, czy jest on wiarygodny czy nie, jest tematem na inny artykuł. W tym wpisie zajmę się podaniem kilku dzieł, które opisują Jezusa i wywodzą się spoza tradycji chrześcijańskiej.

Dzieł tych zachowało się bardzo niewiele. Jest tego co najmniej kilka powodów. Pierwszym z nich jest wielki pożar Rzymu, który wydarzył się za czasów panowania Nerona. Spłonęły wówczas archiwa państwowe w których przetrzymywano wiele dzieł historycznych itp. Ale to nie był jedyny pożar, jaki miał miejsce w starożytnym świecie. Archiwa w Jerozolimie (zarówno te należące do Sanhedrynu jak i Rzymian) również spłonęły. (Jak zwykle nie robię przypisów gdyż "Blogger" nie umożliwia takiej opcji. Wszelkie linki do źródeł tych informacji znajdują się w "Bibliografii" pod koniec artykułu.) Innym ważnym powodem nielicznych wzmianek o Chrystusie jest fakt, że wielu z ówczesnych kronikarzy, jego osoba zwyczajnie nie obchodziła. Pisali oni o polityce, rządach cesarzy, ich osiągnięciach, wielkich wydarzeniach itp. Działalność takiego człowieka jak Jezus, który ani nie szukał rozgłosu, ani nie wszczynał buntów, była poza kręgiem ich zainteresowań. Jednak znalazło się kilku historyków i kronikarzy, którzy podjęli jego temat chociażby wzmiankowo. Jednym z nich jest niejaki Swetoniusz (69 - 130), który pisał tak:

"cesarz Klaudiusz wypędził z Rzymu Żydów, którzy nieustannie sieli niepokój w tym mieście za namową niejakiego Chrestusa - buntownika i agitatora."

Fragment na pierwszy rzut oka rodzący pewne kontrowersje. Mogłoby się zdawać, że ów "Chrestus" (wiadomo chyba o kogo chodzi) żył i podburzał do niepokoju w Rzymie w latach życia autora. Jednak poprawna jest również interpretacja według której, "Chrestus" nie namawiał nikogo osobiście, a działo się to za sprawą jego nauki. Historycy są zgodni zarówno co do tego, ze ta interpretacja jest poprawna, jak i do tego, że we fragmencie tym chodzi o chrześcijan, którzy w Rzymie mieli bardzo nieprzychylną opinię.

Drugim pozabiblijnym źródłem mówiącym o Jezusie jest żydowski Talmud. Wzmianek w tej księdze jest sporo. Zarówno w starych jak i nowszych jej częściach. Jeden z cytatów mówi o Jezusie tak:

"Jezus Nazarejczyk praktykował magię i zwodził Izrael."

Warto zauważyć jak bardzo cenne jest to świadectwo osób nieprzychylnie nastawionych do chrześcijaństwa. Potwierdza ono jeden fakt: Jezus za życia dokonywał nadnaturalnych rzeczy - mówią o tym świadectwa jego uczniów oraz wrogów. Zresztą to nie jest jedyna informacja na temat Jezusa, którą potwierdzają jego wrogowie. W środowiska żydowski zrodził się z czasem polemiczny obraz osoby Jezusa, według którego był on synem tkaczki z niewielkiej wioski. Jej mąż (cieśla z zawodu) opuścił ją gdyż była niewierna. Wówczas kobieta urodziła syna, którego ojcem miał być żołnierz rzymski - Pantera. Ponoć później Jezus maił wyjechać do Egiptu, gdzie pracował jako robotnik i nauczył się sztuki czarnoksięskiej. Następnie wrócił do Palestyny i rozpoczął nauczanie. Po raz kolejny, ta polemiczna wersja potwierdza fakt, ze wokół Jezusa działy się rzeczy nadprzyrodzone. Dodatkowo potwierdza zeznania Ewangelii na temat tego, ze Jezus był synem cieśli oraz to, że maił wielu nieprzyjaciół wśród kapłanów.

Ostatnim pismem, o którym warto wspomnieć jest "Testimonium Flavianum". Tekst ten długo budził kontrowersje, gdyż pierwotnie odnalezione wersje zostały sfałszowane przez chrześcijańskich kopistów, co doprowadziło do podważania wiarygodności owego pisma. Jednak w 1971 roku odkryto arabską wersję tego dzieła w jednej z kronik niejakiego Agapiosa. Powszechnie uznaje się ją za wiarygodną:

„W tym czasie żył człowiek mądry. Jego cnoty były znane wszystkim. Dużo Żydów i pogan poszło za nim – stali się jego uczniami. Piłat skazał go na śmierć krzyżową. Ale uczniowie nadal głosili jego naukę. Opowiadali, że się im ukazał żywy trzeciego dnia po swym ukrzyżowaniu. Być może, iż był On Mesjaszem, o którym prorocy wiele dziwnych rzeczy przepowiadali."

To nie jest jedyna wzmianka, którą Józef Flawiusz (autor "Testimonium Flavianum") czyni na temat Jezusa. W innym dziele ("Dawne dzieje Izraela") piszę na temat Jakuba, który był bratem "Jezusa, zwanego Chrystusem". Ta dużo skromniejsza notatka nigdy nie budziła zastrzeżeń krytyków.

Informacje na temat Jezusa w źródłach pozabiblijnych istnieją. Jeszcze więcej wzmianek można się doszukać na temat działalności pierwszych kościołów. Zapewne ten skromny artykuł nie wyczerpuje tematu, jednak daje podstawy do twierdzenia, że Jezus opisany w ewangeliach nie jest postacią wymyśloną przez apostołów. Już na podstawie wspomnianych tu fragmentów można ustalić, że:
1) Jezus był cieślą i żydowskim nauczycielem.
2) Czynił różnego rodzaju uzdrowienia, egzorcyzmy i inne cuda.
3) Był nielubiany przez kapłanów i żydowskich przywódców.
4) Został ukrzyżowany za Poncjusza Piłata.
5) Jego uczniowie wierzyli, że zmartwychwstał i żyje nadal.

Family Force Five - Kountry Gentleman




Bibliografia:
1) F.J. Holzwarth "Zburzenie Jerozolimy" <http://www.ultramontes.pl/Holzwarth_Zburzenie_Jerozolimy.htm> Dostęp: 7.02.2011.
2) "Wielki Pożar Rzymu" <http://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_Po%C5%BCar_Rzymu> Dostęp: 7.02.2011.
4) "Czy świadectwo Flawiusza o Jezusie zostało sfałszowane?" <http://www.apologetyka.katolik.pl/inne-polemiki/ateizm/160/1068-czy-wiadectwo-flawiusza-o-jezusie-zostao-sfaszowane> Dostęp: 7.02.2011.

niedziela, 6 lutego 2011

Projekt

Opierając się o logikę, możemy śmiało wysnuć dowód na istnienie Boga wynikający z istnienia projektu. Do takiego wnioskowania logicznego potrzebujemy oczywiście ułożyć sylogizm podobny do tego, jaki ułożył pingwin na humorystycznym obrazku dołączonym do tego artykułu. Oczywiście w naszym przypadku prawidłowo wyciągniemy wnioski wynikające z przesłanek. Ale po kolei...

Jeśli chcemy stworzyć dobry dowód logiczny, nasze twierdzenie (nasz wniosek) musi wynikać z przesłanek, które podajemy. Tylko wówczas nie będzie żadnej wątpliwości racjonalnej co do naszego wniosku. Przykładem sylogizmu, w którym wnioski wynikają z przesłanki może być coś takiego:

1) Wszystkie pingwiny są czarno-białe.
2) Tux jest pingwinem.
3) Tak więc, Tux jest czarno-biały.

Sylogizm ten jest logiczny. Nie możesz zaprzeczyć wnioskowi (numer 3) jeśli zgodzisz się wcześniej z dwoma pierwszymi twierdzeniami (numery 1 i 2). Jeśli byś to zrobił, musiałbyś zaprzeczyć samemu sobie lub logice. Logiczny dowód na istnienie Boga wynika właśnie z podobnego (chociaż nieco bardziej skomplikowanego) sylogizmu:

1) Jeżeli istnieje zamysł, musi istnieć pomysłodawca.
2) Zamysł istnieje.
3) Tak więc, istnieje pomysłodawca.

Ta zasada zakłada przesłankę, którą każdy z nas wyznaje w codziennym życiu. Pisałem już o tym w poście pod tytułem "Zegarmistrz", teraz nieco przypomnę ten temat. Każdy skomplikowany mechanizm, każda budowla, każdy pojazd czy maszyna... absolutnie wszystko, co powstało w konkretnym zamyśle, musi posiadać swojego pomysłodawcę. Gdy w środku głuszy natrafisz na chatkę, nie będziesz się łudzić, że powstała ona sama z siebie gdyż od razu domyślisz się, że powstała po to, aby dać komuś schronienie. Podobnie gdybyś natrafił na drogowskaz na odludziu, wiedziałbyś, że nie znalazł się on tam przypadkiem. Każdy człowiek myśli w ten sposób: wnioskujemy istnienie projektanta gdy widzimy projekt.

Czy istnieje możliwość aby projekt powstał sam z siebie, bez udziału projektanta? Czy jest możliwe aby tornado utworzyło dom w lesie albo żeby drzewo po wielu latach samoistnie przekształciło się w drogowskaz? Wielu ateistów uważa, że to możliwe (a podobno to chrześcijańska wiara jest naiwna). Używają przy tym argumentów o nieograniczonym czasie i przestrzeni, etc. Na przykład tego o małpach.

"Gdyby posadzić milion małp przy milionie maszyn do pisania, to któraś w końcu wystukałaby Hamleta."

"Być albo nie być, oto jest pytanie."
Chyba najpopularniejsza scena z "Hamleta".
Niestety nie wiem kto w oryginale użył tego zdania. Cytuję jego parafrazę z artykułu do którego odnośnik znajdziecie w bibliografii. Niewątpliwie jest to słuszny argument, jednak wymaga większej wiary niż wiara w projektanta. Gdy widzę godowy egzemplarz "Hamleta" nawet się nie zastanawiam czy mógłby powstać sam - wiem, że nie mógł, że prawdopodobieństwo jest mniejsze niż znikome. Autor artykułu, o którym wspominałem przed chwilą, podaje jeszcze jedną, bardzo mocną wersję dowodu z istnienia projektu:

"Innym szczególnie mocnym aspektem dowodu na podstawie projektu jest tak zwana zasada antropologiczna, według której wszechświat wydaje się być specjalnie zaprojektowany od samego początku tak, by rozwinęło się ludzkie życie. Jeśli temperatura pierwotnej kuli ognia, która powstała jako rezultat Wielkiego Wybuchu jakieś piętnaście do dwudziestu miliardów lat temu, co było początkiem naszego wszechświata, byłaby o bilionową część stopnia niższa lub wyższa, atom węgla, który jest fundamentem całego organicznego życia, nigdy nie mógłby powstać. Ilość możliwych wszechświatów to biliony bilionów, a tylko jeden z nich mógł podtrzymać życie ludzkie — ten właśnie. Brzmi to podejrzanie, jak spisek. Gdyby kosmiczne promieniowanie bombardowało pierwotną plazmę pod odrobinę innym kątem, w innym czasie lub o innej intensywności, to cząsteczki hemoglobiny, konieczne do życia dla wszystkich ciepłokrwistych zwierząt, nigdy by nie powstały. Szansa na powstanie tych cząsteczek jest coś jak jeden na bilion bilionów. Połącz każdy z tych przypadków — i będziesz miał coś daleko bardziej niewiarygodnego niż milion małp piszących Hamleta."

I w ten sposób dochodzimy do sedna problemu. Czy skoro nasz wszechświat i nasz świat zdradzają wiele cech przemyślanego i zaplanowanego projektu, to czy musi to oznaczać istnienie projektanta? Logika podpowiada, że tak. Intuicja podobnie.

Wiadomo, że cały ten argument, jak zresztą każdy inny, posiada swoje słabe strony. Pierwszą z nich jest fakt, że w każdym projekcie, jaki widzimy wkoło rozpoznajemy zamysł ludzki, dlatego nie bierzemy na wiarę projektów wokół nas. A jeśli wszechświat jest bez granic i istniał wiecznie (taką teorię wysnuwa Stephen Hawking) prawdopodobieństwo przypadkowości istnieje - znikome, ale jednak istnieje! Poza tym dowód ten nie mówi wiele na temat tego, co chrześcijanie uznają o Bogu. Jest niekonkretny w stosunku do chrześcijaństwa. Nie mniej jednak uwiarygadnia możliwość istnienia Boga. Pokazuje, że istnieją racjonalne, logiczne powody aby wierzyć.

Anberlin - Feel Good Drag



BIBLIOGRAFIA:
1) A. J. Hoover "Drogi Agnosie", Chrześcijański Instytut Biblijny, Warszawa 1999.
2) P. Kreeft "Dowód z istnienia projektu" <http://www.apologetyka.katolik.pl/inne-polemiki/ateizm/160/794-dowod-z-istnienia-projektu> Dostęp: 6.02.2011.