Prawa Autorskie:
Licencja Creative Commons

czwartek, 28 lipca 2011

Analiza Księgi Hioba


Po napisaniu ostatniego posta na temat Księgi Hioba mam nieodparte poczucie, że nie wyczerpałem tematu. Nie daje mi to spokoju, więc siadam przed klawiaturą z nadzieją, że napiszę odrobinę więcej. Mam ochotę podzielić się z wami sensem jaki odnajduję w tej jednej z najgłębszych i najmądrzejszych ksiąg Starego Testamentu. Są to moje osobiste odkrycia i przemyślenia na jej temat. I jak już wspominałem w poprzednim poście, każdy kto czyta historię Hioba, ma szansę na dokopanie się do czegoś, czego ja nigdy nie odnalazłem. Nie czuję się więc jakimś autorytetem czy wybitnym znawcą. Ot, zamieszczam moją analizę aby ukazać niedowiarkom, że księga ta ma sens.

Księgę Hioba można podzielić na pięć części. Każda z nich stanowi fragment, który niesie ze sobą konkretną naukę. Post ten podzielę na pięć punktów. W każdym z nich zamieszczę streszczenie fragmentu oraz naukę, jaką ze sobą niesie.

1. Dyskusja Boga z Szatanem i jej efekty.
Diabeł zjawia się przed Bogiem i wywiązuje się pomiędzy nimi dyskusja na temat Hioba, który jest sprawiedliwym i kochającym Boga człowiekiem. W wyniku tej dyskusji Bóg przyznaje Szatanowi prawo do odebrania Hiobowi rodziny i dobytku. Wkrótce później Bóg przyzwala również na dotknięcie Hioba bardzo dokuczliwą chorobą. Biedny człowiek bardzo długo znosi cierpliwie okoliczności w jakich się znalazł. Po jakimś czasie jego serce zaczyna oskarżać Boga. Uważa, że nie zasłużył na taki los i ma Stwórcy za złe, że znalazł się w taki tragicznej sytuacji.

Fragment ten jest często używany przez wszelkiej maści wrogów wiary chrześcijańskiej do udowodnienia, że Bóg jest okrutny i traktuje nas jak zabawki. To jedna z możliwości. Ale moim zdaniem, to tylko pozór a prawdziwy sens tego fragmentu kryje się głębiej (zresztą ta cecha odnosi się do całej księgi). Ten fragment ma nam uświadomić, że nasze wyobrażenie o relacjach pomiędzy Bogiem a Szatanem są nie do końca poprawne. Oni potrafią ze sobą rozmawiać a Diabeł potrafi wyprosić u Boga wiele rzeczy, o których nawet byśmy nie pomyśleli. Co więcej – fragment ten mówi również o tym, że Bóg często przyzwala na nasze cierpienie. Jednak nie dlatego, że chce coś Szatanowi udowodnić (tak myśli wielu po przeczytaniu Księgi Hioba). Cel cierpienia wyjaśnia lepiej dalsza część historii oraz pozostałe księgi Biblii.

2. Przybywają przyjaciele Hioba.
Hiob – schorowany, pozbawiony dobytku i radości z życia – zostaje odwiedzony przez swoich przyjaciół. Mówi im, że jest niewinny i twierdzi, że Bóg karze go bez powodu. Jego przyjaciele mają jednak inne zdanie. Starają się udowodnić Hiobowi, że to co go spotkało jest w istocie karą za grzechy. Dyskusja pomiędzy nimi trwa bardzo długo.

Jak okazuje się w dalszej części księgi, obie strony kłótni się myliły. Bóg nie każe za grzechy w ten sposób ani nie jest tak, że cierpienie jest pozbawione sensu. Wychodzi to na jaw dopiero, gdy głos zabiera najmłodszy uczestnik debaty – Elihu.

3. Przemówienie Elihu.
Elihu ma inne zdanie na temat całej sytuacji. Karci Hioba za poczucie bezgrzeszności i mówi, że nie ma ludzi „świętych”. Następnie stara się wyjawić jakie mogą być prawdziwe przyczyny cierpienia, jakie dopuszcza Bóg. Wśród jego słów najbardziej rzuca się w oczy motyw wychowania. Uświadamia wszystkim, że cierpienie może służyć jako metoda pokazania nam co jest dobre a co złe. W innej części swej wypowiedzi napomina przyjaciół aby nie mierzyli Boga według ludzkich standardów.

Elihu odkrywa przed nami tylko fragment obrazka na temat cierpienia. Sednem jego wypowiedzi jest pokazanie, że cierpienie może mieć sens. Często ten sens jest niewidoczny dla nas. Ale dla Boga niezbędny aby mógł osiągnąć zamierzony przez siebie cel. Tak było w przypadku Jezusa – cierpiał (podobnie jak Hiob) w niezawiniony sposób. Ale Jego cierpienie nie było bezcelowe w oczach Boga – bez tego cierpienia nigdy nie osiągnęlibyśmy zbawienia. Podobnej sytuacji doświadczyłem we własnym życiu. Cierpiałem bez winy i bez powodu – przynajmniej tak mi się wydawało. Ale pustynia przez którą przechodziłem okazała się nie być bezcelowa. Moje doświadczenia posłużyły wielu innym za drogowskaz i kilka osób zbliżyło się do Boga. Więc przypuszczam Jego cel został osiągnięty. A ja żyję i mam się dobrze, gdyż Bóg nigdy nie pozwoli czlowiekowi cierpieć ponad to, co możesz znieść.

4. Bóg kontra Hiob.
W końcowej części Księgi Hioba odzywa się Bóg. Jego wypowiedź odkrywa dwie zasadnicze prawdy. Że Bóg jest suwerenny w podejmowaniu decyzji i nikt nie ma prawa pouczać Go co Mu wolno a co nie, oraz że jest wszechpotężny.

Słowa te nie mają sensu dla wielu. A to dlatego, że nawet nie starają się ich zrozumieć. Spłycają swoje myślenie i nie są wstanie do podjęcia najmniejszego, intelektualnego wysiłku aby zrozumieć znaczenie Jego słów. Najłatwiej to znaczenie odkryć, gdy przyjrzymy się postawie Hioba po rozmowie. On zrozumiał przesłanie bezbłędnie. Ukorzył się przed potęgą Boga, odzyskał pokój ducha i wiarę. Sam stwierdził, że został przeniesiony z poziomu „słyszenia” na temat Boga do poziomu „zobaczenia jakim Bóg jest naprawdę”. Zrozumiał, że Stwórca nie musi się nam tłumaczyć ze swoich decyzji. Gdy otoczył go swą potęgą, dotarło do niego, że Bóg jest blisko nawet wtedy, gdy nam się wydaje, że jest daleko i że cała Jego potęga jest po naszej stronie w momencie gdy okoliczności każą nam sądzić coś innego. Był gotów na znacznie większe poświecenia niż przed całą historią i zrozumiał, że Bóg może użyć nawet cierpienia aby dokonać cudów.

5. Zakończenie.
W zakończeniu Bóg karci przyjaciół Hioba za mówienie nieprawdy. Wszystkim każe złożyć ofiarę za grzechy. Wszystkim z wyjątkiem Elihu. Następnie przywraca Hiobowi jego szczęście, rodzinę i fortunę. Ale moim skromnym zdaniem, ten happy end ma drugorzędne znaczenie w porównaniu z całą głębią mądrości i wiedzy na temat Boga, jaką poprzez pokolenia niesie ze sobą historia zapisana w Księdze Hioba. I spisanie właśnie tej wiedzy i mądrości, jest jednym z dowodów na to, że cierpienia Hioba miały swój cel. Szkoda że do dziś tak niewielu potrafi to dostrzec.

Flyleaf - Fully Alive

poniedziałek, 25 lipca 2011

Syndrom Hioba


Dziś zajmę się tekstem niejakiego pana Grzegorza Jagodzińskiego, który w artykule pod tytułem „Logika chrześcijańskiej wiary” na podstawie historii Hioba stara się udowodnić, że Bóg opisany w starym testamencie wcale nie jest dobry i miłosierny. Zaś konkluzją jego pracy ma być dowiedzenie, że wiara jest nieracjonalna. Niestety autor tekstu (podobnie jak wszyscy „racjonaliści”) popełnił błąd zanim w ogóle wziął do ręki księgę Hioba, a polegał na tym, że zamyślał mierzyć Boga własną miarą.

To częsty błąd. Nawet wśród chrześcijan. Bóg jest czymś więcej niż człowiekiem i oczekiwanie od niego, że będzie działał według standardów narzuconych przez naszą (lub inną) cywilizację jest czczym marzeniem. Możemy równie dobrze oczekiwać, aby dzikie zwierze dało się ucywilizować. Cóż: zwierze, człowiek i Bóg, każda z tych istot stoi na zupełnie innym szczeblu poznania. Zakładanie, że Bóg podporządkuje się naszym schematom myślenia na temat cierpienia, miłości i poświęcenia jest błędem. W efekcie tego błędu powstaje potem cała gama nieporozumień i takich artykułów jak tekst pana Grzegorza.

W zasadzie mógłbym na tym skończyć. Artykuł jest błędny już w założeniu, że Bóg jako istota dobra i miłosierna będzie dobry i miłosierny w sposób taki jak ja – człowiek XIX wieku – sobie to wyobrażam. Ale nie zakończę tutaj. Nie odmówię sobie przyjemności polemiki z tak inteligentnym autorem. Zaznaczam jednak, że polemika na gruncie czysto racjonalistycznym nie ma tu sensu, ponieważ księgi hioba nie da się zrozumieć jeśli nie przyjmiemy pewnych założeń wynikających z wiary. Mówiąc prościej, część moich odpowiedzi na zarzuty, może brzmieć jak kazanie.

Na początku tekstu Pan Grzegorz napisał na temat rozmowy diabła z Bogiem. Ma jakby za złe, że pomiędzy Bogiem a Szatanem nie dochodzi do spięcia i walki. W końcu jeden jest uosobieniem dobra a drugi zła. Do walki nie doszło z prostego powodu: Bóg ma inny plan. Diabeł został pokonany w zasadniczo inny sposób a jego władza skończy się dopiero z dniem sądu ostatecznego. Póki co, on i reszta jego popleczników piastuje nadane im wcześniej przez Boga funkcje. Diabeł na ten przykład jest księciem Ziemi. Co więcej – stworzony przez Boga, jest przez niego kochany i (to może być szokiem dla wielu chrześcijan) jest wstanie wyprosić u Boga wiele rzeczy. Nie inaczej było w przypadku Hioba.

Chyba nieco uprzedziłem odpowiedź na kolejny zarzut. Jak to możliwe, że kochający Bóg oddał Hioba w ręce szatana? Przeanalizujmy to dokładniej:
  • Po pierwsze, nie oddał Hioba, tylko jego dobytek a później ciało. To co stanowiło o tym, że Hiob jest istotą, dalej było w rękach Boga.
  • Po drugie, Ziemia i wszystko co ją wypełnia w prawdzie należy do Pana, jednak nadzór nad tym sprawuje diabeł. Pośrednio więc jesteśmy pod jego „okiem” i w wielu przypadkach, również pod jego wpływem (a nawet kontrolą, jeśli zezwolimy). Ten właśnie nadzór pozwala diabłu na oskarżanie nas przed Bogiem (tak jak starał się oskarżyć będącego bez skazy Hioba).
  • Po trzecie, Bóg nie pozwoliłby diabłu na coś, czego sam nie miał w planach. Jeśli Hiob stracił majątek, został dotknięty chorobą, etc. to stało się tak tylko dlatego, że Bóg to zaplanował. Rola diabła jest tu pomniejsza – mogłoby go w ogóle nie być a Hioba zapewne i tak czekałby największy test wiary w historii judaizmu i chrześcijaństwa.
Pan Grzegorz powołuje się następnie na przykład z matką. Na podstawie matczynej miłości zarzuca Bogu, że jego miłość jest niedoskonała, bo pozwala Hiobowi cierpieć. Powiem szczerze, że ten argument jest mocny. Ale tylko dlatego, że nam ludziom trudno sobie wyobrazić doskonalsza miłość niż matczyna. Co więcej – trudno nam sobie wyobrazić, że można kogoś kochać i pozwalać mu cierpieć. Ale jest to – jak pisałem na początku artykułu – mierzeni Boga naszą, ziemską miarą. Nie możemy wymagać od Niego aby jego miłość okazywała się w tym wszystkim (i wyłącznie w tym wszystkim) co my sobie wyobrażamy. Jego spojrzenie na to miłość ma prawo być inne.

Temat cierpienia i miłości jest szalenie złożony. Można by napisać kilka, opasłych tomów i nie skończyć tematu. Postaram się jednak przybliżyć wam jak na sprawą tą patrzy Bóg:
  • Cierpienie na Ziemi jest z winy człowieka a nie Boga. Całe życie będzie nam towarzyszyło.
  • Każdy z nas będzie cierpieć ale Bóg nie dopuści aby cierpienie było większe niż możemy znieść.
  • Jeśli Bóg dopuszcza cierpienie, ma to swój cel (tak było w przypadku Hioba, ale księgę tą trzeba doczytać do końca).
W dalszej części tekstu pojawia się jakiś słowotok, którego do końca nie rozumiem. Zawiera on domniemanie, że Hiob został przez Boga ukarany za to, że był zbyt bogobojny. Nietrafiony domysł autora.

A nieco dalej autor zarzuca osobom, które starają się wytłumaczyć Księgę Hioba, że argument o wychowaniu bohatera owej księgi oraz argument o testowaniu miłości Hioba, są słabe. Pomiędzy wierszami autor stara się zaszczepić w nas przekonanie, że Bóg bawił się Hiobem oraz, że jego wszechwiedza nie była wystarczająca aby zgłębić serce Hioba i potrzebował sprawdzić jego miłość. Otóż odpowiadam: Bóg się Hiobem nie bawił oraz Bóg był pewien miłości Hioba. Ani te, ani tamto nie jest sednem i powodem napisania tej księgi. Jej prawdziwy cel jest wyjaśniony pod koniec – polecam doczytać tą księgę do końca a nie oskarżać Boga zaraz po pierwszych stronicach.

Dalej pan Grzegorz powołuje do życia przykład małżeństwa i stara się udowodnić, że testowanie siły miłości cierpieniem jest bzdurą. I oczywiście ma racje. Jak pisałem wyżej – Bóg nie testował miłości Hioba. Nie testował jego lojalności. Miał inny cel. Poza tym – jak pisałem nieco wyżej – wszelkie próby przyrównywania Boga do ziemskich standardów jest z góry nietrafione. Przykład o małżeństwie można więc również wykreślić jako nietrafiony.

Kończąc ten artykuł nie powinienem zostawić waz bez wyjaśnienia sensu Księgi Hioba. Oczywiście sens ten jest głęboki. Każdy kto siądzie do tej części Biblii, ma szansę odkryć coś, czego ja nigdy nie dostrzegłem, jakieś inne, głębsze znaczenie.

Na ostatnich kartach Księgi Hioba, Bóg odpowiada z nawałnicy. Wyjawia Hiobowi prawdę na temat swojej potęgi i suwerenności. Uczy Hioba, że nasze oczekiwania co do tego jaką Bóg podejmie decyzje, mogą się rozminąć z jego decyzją. Mówi też, że mimo ogromu cierpień jakie spadają na nas z powodu powszechnego grzechu, jego potęga i moc jest po naszej stronie, zawsze gotowa aby nas wesprzeć – nawet wtedy kiedy wydaje się nam inaczej. I w końcu uczy nas, że każda pustynia kiedyś się kończy a dalej jest już tylko raj. I że w momencie, w którym zejdziemy z pustyni, dowiemy się o naszym Stwórcy czegoś nowego i staniemy się bogatsi w wierze.

Thousand Foot Krutch - Falls Apart



Bibliografia: G. Jagodziński "Logika Chrześcijańskiej Wiary" <http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3836/q,Logika.chrzescijanskiej.wiary#p195> Dostęp: 25.07.2011.

niedziela, 24 lipca 2011

Droga Węża


Czasem czytuję portal racjonalistyczny. Ten najpopularniejszy w Polsce. Jest on miejscem szczególnym dla mojego serca, gdyż jego autorzy wstawiają na jego łamy wiele bzdurnych tekstów, które agresywnie atakują chrześcijaństwo i starają się udowodnić, że jest ono bezsensowną mieszanką religijnych i mitologicznych fantazji.

Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tym portalem, byłem przerażony. Będąc wówczas młodym w wierze zacząłem poważnie zastanawiać się nad sensem mojej wiary. Jednak im więcej czytałem, tym jaśniejsze się stawało, że absolutnie ŻADEN z prezentowanych tam argumentów nie ma takiej mocy aby odciągnąć mnie od Boga. Teksty tam zamieszczane - na pierwszy rzut oka naukowe i filozoficzne - po dłuższej analizie wydają się być dobre do nadrukowania na papier toaletowy. Tylko ostrzegam - nigdy się nie podcierajcie takim papierem! Wasz tyłek gotów stracić wiarę!

A teraz na poważnie - ponieważ złapał mnie zastój twórczy (brak mi tematów na które mógłbym pisać) postanowiłem zająć się demontowaniem sterty kłamstw i niedomówień zawartych na tym portalu. Być może komuś zajdę tym za skórę - trudno. Wolę być przez ateistów postrzegany negatywnie niż pozwolić aby czyjeś serce chwiało się tak jak niegdyś moje.

Dość tego przydługiego wstępu. Przejdźmy do rzeczy. Niejaki pan Michał Jezierski zamieścił na owym portalu tekst pod tytułem „Droga Węża“ (patrz przypisy). Prezentuje on w nim własny pogląd na sprawy związane kuszeniem w raju i stara się udowodnić, że historia owa jest bardziej opisem oświecenia pierwszych ludzi a nie upadku. Jak dla mnie tekst ten znalazł się na portalu przypadkowo - nie prezentuje on niczego z „racjonalnego“ punktu widzenia. Historię, którą racjonaliści uważają za mit, stara się zastąpić innym mitem. Po co ta sztuczka? Naprawdę nie wiem.

Pierwszym zarzutem jaki stawia autor tekstu jest ten, że ludzie w raju byli niepełnowartościowi. Fakt iż nie potrafili odróżnić dobra i zła, jest w oczach autora tekstu synonimem braku inteligencji, wręcz zezwierzęceniem ludzi. Autor określa ich mianem ślepych narzędzi w rękach Boga oraz istotami, które są pozbawione intelektu. I widzimy w tym błąd na błędzie. Wszystkie one wynikają z niezrozumienia tekstu zapisanego na pierwszych kartach Biblii. Fakt, że ludzie nie znają zła nie czyni z nich od razu: „ślepych narzędzi w rękach Stwórcy“, „pozbawionymi umiejętności abstrakcyjnego myślenia“, etc. Konkluzja jaką stara się zaszczepić w czytelnikach autor - jakoby Bóg stworzy istoty wyłącznie emocjonalne a intelekt „został zepchnięty na dalszy plan“, jest pozbawiony logiki. Dlaczego autor utożsamia znajomość zła z intelektem oraz czyni z niego rodzaj wiedzy, którą po prostu koniecznie trzeba posiadać, jest dla mnie zagadką.

Być może chodzi o to, że znając zło, człowiek jest wstanie sam określić co jest dobre a co złe? Argument ten w kontekście tego artykułu miałby sens, gdyby uznać, że nie istnieje zewnętrzne źródło moralności (Bóg). Wówczas znajomość dobra i zła faktycznie byłaby niezbędna. Jednak sam autor artykułu zakłada, że Bóg istnieje. Odwraca jednak role, starając się udowodnić, że wąż jest postacią pozytywną a Bóg nie. Panie Michale - nie jest pan aby zwyczajnie złym człowiekiem?

„Wąż (...) wznieca zamęt. Wznieca go jednym, bardzo prostym pytaniem: dlaczego? Człowiek który dotychczas nie odważył się podważyć woli Ojca, staje teraz na rozdrożu. Z jednej strony wieczne szczęście a z drugiej prawda. Możliwość poznania odpowiedzi na nurtujące go pytania.“

Błąd tego tekstu polega na tym, że autor dalej zakłada iż wąż jest pozytywną postacią i oferuje ludziom prawdę. To bardzo jednostronne spojrzenie, bardzo typowe dla całej koncepcji artykułu, który ma ukazać diabła w dobrym świetle. A co jeśli jednak to Biblia mówi prawdę i diabeł kłamał? Autor oferuje zwykłą historię alternatywną i nie odkrywa przed nami oczywistej prawdy.

W dalszej części tego artykułu podobnie przeanalizuję ważniejsze fragmenty wywodów pana Michała.

Czym jest to otwarcie oczu? Czemu Biblia stwierdza, że nastąpiło ono rzeczywiście po spróbowaniu owocu?

Zakładając, że diabeł kłamał mówiąc że ludziom „otworzą się oczy“, prawdziwe otwarcie oczu może oznaczać, że zrozumieli swój błąd po tym jak dopuścili się pierwszego „zła“. Następnie spostrzegli, że są nadzy i postanowili schować się przed Bogiem, który był źródłem dobra i prawdy. Należy przy tym zauważyć, że zachowanie pierwszych ludzi po upadku zupełnie przeczy idei „oświecenia“, którą sprzedaje nam autor. Człowiek, który wie, że zrobił coś słusznego nie ma wyrzutów sumienia i nie stara się chować przed swoim „oprawcą“. Adam i Ewa wiedzieli, że to co zrobili było błędem. Tylko autor "Drogi Węża" ma problem z dostrzeżeniem tego faktu.

Czy człowiek więc wcześniej był tylko cieniem prawdziwego człowieka?

Nie. Pisałem o tym na początku polemiki. To miałoby sens tylko zakładając, że zło jest rodzajem wiedzy wartościowej i niezbędnej nam do przetrwania. I jest to prawdą przy założeniu, że Bóg będący źródłem dobra nie istnieje. Jednak autor artykułu zakłada, że Bóg istnieje. Stara się go zwyczajnie oczernić.

Bóg skazując go na wygnanie odpowiada swym cherubinom: człowiek stał się równy nam, poznał dobro i zło. Tajemnica boskości tkwi więc w moralności, w rozumowaniu na poziomie abstraktu, Bóg w tym wypadku nie jest najwyższy. Jest stworzycielem który poszedł o krok za daleko, akt kreacji, którego dokonał stworzył abstrakcję.

I znów autor wykazuje się niezrozumienie czytanego tekstu. Stwierdzenie „człowiek stał się równy nam, poznał dobro i zło“ można zrozumieć nie tylko jako „człowiek zna dobro i zło - jest teraz taki jak my“ ale również jako „człowiek tak jak my, wie czym jest dobro i zło“. Przykro mi zadawać kolejny cios mojemu oponentowi, ale prawda jest taka, że CAŁA RESZTA BIBLII sugeruje to drugie zrozumienie. A skoro tak, cały wywód na temat abstrakcji jest bezzasadny.

Dalej autor artykułu powiela argumenty. Czyni z Boga dyktatora, który chciał zachować kontrolę nad ludźmi poprzez zredukowanie ich do postaci bezmyślnych narzędzi. Pisałem już o tym, że brak znajomości zła nie czyni człowieka głupim więc nie będę się powtarzał.

A w kolejnych akapitach dostrzegamy jak autor zarzuca Bogu, że chciał nas zniewolić. Niby jak? Dając nam na własność cały wszechświat za darmo? Usiłowanie utożsamienia starotestamentowego zakazu zerwania owocu z drzewa z dyktaturą jest bardzo chybioną hiperbolą. Zakazy nie są narzędziem kontroli. Mogą nimi być, ale ich celem może być również np. nasze bezpieczeństwo. Autor widać o tym nie pomyślał.

Nie chcę pisać więcej ponieważ artykuł zająłby wiele miejsca. Już jego objętość przekroczyła dwie strony. Obaliłem tylko podstawowe tezy. Chętnie obalę więcej, jeśli mnie poprosicie. Wierzę jednak, że wywody pana Michała są na tyle niegroźne, że nie będzie takiej potrzeby. Jeśli się mylę, dajcie znać a dokończę ten post.

A tych, którzy chcieliby się przyjrzeć temu jak mogło wyglądać kuszenie, polecam przeczytać książkę „Perelandra“ autorstwa C. S. Lewisa. Powiecie mi później, czy podobnie jak ja mieliście wrażenie, że słowa kusiciela z tej książki i słowa autora „Drogi Węża“ brzmią jak dwa instrumenty tej samej orkiestry.

Seventh Day Slumber - Awake



Bibliografia:
M. Jezierski "Droga Węża" <http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4409/q,Droga.Weza> Dostęp: 24.07.2011.